Adam Rygiel-Berezowski · Portal.Katowice.pl
Na wszystkich liniach prowadzących do Katowic panowały wagony serii N produkowane przez Konstal w Chorzowie. Na innych częste były konstrukcje starsze w tym poniemieckie. Pociąg składał się maksymalnie z trzech wagonów. W każdym konduktor sprzedawał bilety odpowiednio je dziurkując i wydając resztę posługując się automatyczną wydawaczką bilonu.
Motorniczy często tupał nogą, co przekładało się na dźwięk prawdziwego dzwonka tramwajowego.
Atrybutem jego funkcji były dwie korby. Ta z lewej służyła do sterowania prędkością i hamowania do minimalnej prędkości, bowiem tramwaj można było całkowicie zatrzymać posługując się prawą korbą jak hamulcem ręcznym. Hamowanie, więc był to skomplikowany i wymagający wiele wysiłku proces, który czasem przedłużał się poza granicę przystanku.
Pewnego dnia na torach pojawił się nowy typ tramwaju. Przede wszystkim był w kolorze żółtym. Taki piasek pustyni lekko zleżały gdzieś na hałdzie. Motorniczy nie miał korby, tylko kierownicę. Dzwonek tego pojazdu nie był na nogę, tylko elektryczny. Najbardziej istotną zmianą było to, że drzwi zamykały się samoczynnie. Nie można do takiego tramwaju wskakiwać ani wyskakiwać z niego. Całość składała się z kilku segmentów połączonych przegubowo. Jedyne, co łączyło tę konstrukcję z prawdziwym tramwajem to identyczny zgrzyt na zakrętach. Od tego momentu pojawiły się pętle tramwajowe.
Zobacz: www.tramwajeslaskie.pl